Od Bukaresztu aż po Morze Czarne, czyli Rumunia!
Rumunia pomimo stosunkowej bliskości, była do tej pory dla nas ziemią nieodkrytą. Rzuciliśmy się więc do zwiedzania i trzeba przyznać, że nasza podróż obfitowała w zaskakujące zwroty akcji, przecudowne zaskoczenia i nowe doznania. Nasza wizyta w Rumunii zaczęła się klasycznie – od zwiedzania Bukaresztu, który jest mieszanką pięknie zdobionych (acz często zaniedbanych) kamienic, urokliwych zaułków, oraz wielkich gmaszysk minionej epoki (tak, widzieliśmy Pałac Parlamentu). To tam można spędzić godziny spacerując zacienionymi alejkami ze stuletnimi drzewami, natknąć się na sztukę ulicy, ale też być porażonym ilością samochodowych gruchotów na zatłoczonych arteriach. Niewątpliwie jest to miasto pełne sprzeczności i nieoczywiste, które wymaga poznania.
Ta pewna niedbałość o mienie wspólne było widoczne także w nadmorskich miejscowościach, ale tam ma to już posmak jakiejś nostalgii i zupełnie inaczej wygląda w tej morskiej scenerii. Urzekła nas Konstanca ze swoim opustoszałym, przepięknym kasynem. Aż człowieka ponosi wyobraźnia, jakie tam bale musiały się odbywać w latach swojej największej świetności. Drugą godną polecenia miejscówką jest Vama Veche – jest to nie tyle miejscowość, co stan umysłu. Mekka hipisów i naturystów – naprawdę przewesołe miejsce. Innymi słowy, dajcie się porwać Rumunii! #ChaiKolawPodróży poleca 🙂